Chociażby dziś nie martw się.
Chociażby dziś nie złość się.
Czcij swoich rodziców, nauczycieli i ludzi starszych.
Uczciwie zarabiaj na życie.
Okazuj wdzięczność każdej czującej istocie.

Jest to po trochu historia, po trochu legenda o powstaniu Reiki. Przekazywana na seminariach linii Usui Shiki Ryoho w Polsce.
Mikao Usui (1865-1926) żył pod koniec XIX wieku w Japonii. Uczył się, studiował i doskonalił swoje wnętrze.
Był nauczycielem uczącym w szkole dla chłopców. Opowiadał im o wspaniałych ludziach z przeszłości, opowiadał im jakie potrafili czynić cuda i wielkie rzeczy.
Któregoś dnia jeden z jego uczniów wstał i spytał go:
– Nauczycielu powiedz nam, tak dużo mówisz o tych wspaniałych ludziach – o Buddzie, Jezusie, Krysznie i wielu innych. Opowiadasz co oni wspaniałego potrafili robić, ale skąd to wszystko wiesz? Czy byłeś ich uczniem?.
Dr Usui po długim namyśle odpowiedział:
– Czytałem na ich temat bardzo dużo. Nie uczyłem się u nich, bo już dawno nie żyją. Jednak ich wiedza jaką przekazywali jest mi tak bliska, że mogłem uważać się za ich ucznia. To co przekazywali wypełni akceptuje.
Chłopiec spytał ponownie:
Jeśli uważasz się za ucznia tych wspaniałych ludzi, to czy potrafisz robić to samo co oni?
Pytanie było zaskakujące… Usui nie potrafił tego samego. Oni byli wspaniałymi, doskonałymi ludźmi a on jeszcze nie dorósł do nich.
– No tak – powiedział uczeń – ty się uznajesz za ich ucznia a nie potrafisz tego co oni, a od nas żądasz byśmy wiedzieli wszystkiego tego czego nas uczysz.
Pytanie było zaskakujące.
Usui postanowił więc poszukać jak kiedyś uzdrawiano. Rozpoczął wędrówkę, byli tacy co mówili, że jeździł w poszukiwaniu wiedzy do USA, Europy czy Indii a tak naprawdę nie opuszczał Japonii. Wędrował po miejscach gdzie kiedyś uzdrawiano, gdzie wspaniali ludzie tworzyli cuda.
Były to stare biblioteki w klasztorach i na uczelniach. Spotykał się z ludźmi, wędrował – mimo to, przez wiele lat niczego nie znalazł.
Jednak lata poświęcone na poszukiwania nie były bezowocne. Był to okres dojrzewania dla niego, lata pracy by dojrzało jego wnętrze, by mógł się zbliżyć do wiedzy, którą posiadali i do siły którą przekazywali.
Zmęczony poszedł do swojego starego mistrza-nauczyciela i mówi, że szuka tyle czasu jak kiedyś uzdrawiano i niczego nie znalazł.
– Dobrze – odpowiedział mistrz – pomedytujemy razem, sprawdzimy co się dzieje.
Medytowali i medytowali. W końcu mistrz odpowiedział:
– Widzisz, sprawa jest trudna. Do niczego nie dojdziesz, chyba, że wcześniej przejdziesz przez bramę śmierci.
Usui był młody, nie chciał umierać. Postanowił więc szukać dalej.
Dotarł do małego klasztoru spotykając tam wspaniałego człowieka – przeora.
Rozmawiał z nim zdobywając wiedzę, przebyli tak wiele rozmów.
W międzyczasie pokazał mu klasztorną bibliotekę, gdzie przejrzał dużo ksiąg.
Usui wrócił po pewnym czasie do przeora i zwrócił się do niego:
– Niestety, nie znajduje nic co bym wcześniej nie wiedział.
Przeor na to:
– Przejrzałeś wszystkie książki w naszych obu bibliotekach?
– Jakich obu bibliotekach?! Pokazaliście mi tylko jedną – spytał zdziwiony Usui.
– No jasne, pokazali Ci tylko jedną, drugą nie otwieraliśmy przez dziesiątki, jak nie setki lat. Są tam tak stare księgi, pisane w sanskrycie – niewielu potrafi je już odczytać. Znasz ten język?
– Nie znam, ale ja się nauczę – odpowiedział Usui
Włożył w to ogromny wysiłek by poznać ten język. Nie było nauczycieli, nie było książek a tylko starzy, najstarsi mnisi pamiętali pojedyncze zwroty. Spisywał wszystko, uczył się słówek, uczył się zwrotów, spisując każde słowo. Nauczył się na tyle, że zaczął rozumieć treści zawarte w księgach.
Czytają raz jedną z tych starych ksiąg znalazł rozdział, wspaniały rozdział – co należy zrobić żeby uzdrowić drugiego człowieka. Nauczył się wszystkiego na pamięć, każde słowo, każdą kropkę i kreskę. W końcu Usui stwierdził, że już wszystko wie.
Poszedł do lazaretu gdzie żyli starzy mnisi i powiedział:
– Przyjaciele znalazłem sposób by was uzdrowić.
Popatrzyli na niego jak na szaleńca.
– Tak… my tu od lat medytujemy żeby zapanować nad swoim ciałem a tu przychodzi taki przybłęda i mówi, że nas od razu uzdrowi.
Usui nie zwracał uwagi na to co mówili, przykładał ręce i patrzył co się będzie działo – i niestety nic się nie działo.
Poszedł znów do przeora i mówi:
– Znalazłem opis jak kiedyś uzdrawiano, ale to nie działa. Co zrobić?
Wtedy przypomnieli sobie, że w okolicy jest święta góra. Tradycja Japońska mówi, że jeżeli ktoś ma jakiś problem z którym nie daje sobie rady, nie może go rozwiązać, idzie na taką górę i przez 21 dni medytuje, modli się, poszcząc. Jest to bardzo duży wysiłek dla organizmu, prawie bez jedzenie i picia.
– Pójdę – mówi Usui
– Nie – mówi przeor – znosiliśmy wielu takich uczniów, nie przeżyli tego.
– Mimo wszystko pójdę – odpowiedział Usui i ruszył na świętą górę.

Nazbierał 21 kamyków, przed wschodem słońca jeden z nich odrzucał i siadał medytacji. Minęło tak wiele dni, odrzucił 20 kamyków i nic. Żadnej odpowiedzi. Nastał ostatni dzień, ostatni kamyk powędrował w dół i zasiadł do medytacji.
W trakcie medytacji zauważył jak od strony wschodzącego słońca zbliża się złocisty płomień. Płomień który uderzył go w trzecie oko. Usui zapadł w letarg. Będąc w letargu zobaczył, że jest otoczony ogromną ilością kolorowych baniek – jakby mydlanych a w każdej z baniek fragment tekstu z księgi, którą czytał.
Kiedy się ocknął zbliżało się już ku zachodowi a on doskonale rozumiał treść tego co przeczytał, doskonale wiedział czym to jest. I to było przejściem przez bramę śmierci.
Usui przeszedł od od niewiedzy, ciemności, niezrozumienia do wiedzy i połączenia się ze Źródłem, Ojcem.
21 dni bez jedzenie, praktycznie bez picia. Człowiek byłby wyczerpany a on był pełen sił. Tak jakby 21 dni odpoczywał w doskonałych warunkach. Miał tyle sił i energii, że postanowił się tym podzielić.
Biegiem po kamienistej ścieżce w kierunku klasztoru. W pewnym momencie się potknął i uderzył paluchem w kamień. Paznokieć zdarty, krew, ból – Usui złapał się za palec, krew przestała lecieć, ból ustąpił.
Do klasztoru był jeszcze spory kawałek, Usui szedł już ostrożniej. Odezwał się jego żołądek – nic nie jadł od wielu dni. Zauważył małą chatkę przy drodze, była to mała przydrożna gospoda. W środku stół przykryty obrusem, usiadł przy nim.
Podszedł gospodarz.
– Chciałbym szybko coś zjeść – powiedział Usui do gospodarza.
Gospodarz patrzył na niego, wiedział jak wyglądają osoby po wielu dniach głodówki. Brudne ubranie, wychudzenie. Wiedział też, że jeżeli taki człowiek zje coś – co normalnie wszyscy jedzą – to jego żołądek tego nie wytrzyma.
Wielu schodziło w wielkim cierpieniu po posiłku. Postanowił przygotować coś lekkiego, strawnego, ale musi chwile poczekać bo to będzie trwało.
Usui nie chciał czekać.
– Daj mi wszystko co masz do zjedzenia i koniec! – zażądał Usui
Skoro klient prosi… Gospodarz szybko poszedł przygotować coś do zjedzenia. Po chwili przychodzi młoda dziewczyna z posiłkiem, w jednej ręce trzyma miseczkę z jedzeniem a drugą trzyma się za policzek ze łzami w oczach.
Podaje mu jedzenie, Usui pyta:
– Czemu płaczesz?
– Ząb mnie boli – odpowiedziała dziewczyna
– Dlaczego nie idziesz do dentysty – zapytał Usui
– Najbliższy dentysta mieszka daleko stąd, sama pomagam tu dziadkowi. Jest schorowany, nie mogę go zostawić samego. Wizyta u dentysty jest też bardzo droga, nie stać nas na nią.
Usui chwilę pomyślał po czym spytał czy może dotknąć jej policzka. Dziewczyna skinęła głową. Dotknął jej twarzy, przytrzymał chwilę i puścił.
Dziewczyna poszła po kolejną miseczkę z jedzeniem. Wróciła uśmiechnięta i radosna – ból ustąpił!
Usui kontynuował posiłek, zjadł bardzo dużo. Sześciu rosłych mężczyzn by się najadło a mino to nic mu się nie stało po tak długiej głodówce.
Te trzy zdarzenia z czasem nazwano trzema pierwszymi cudami uczynionymi za pomocą energii Reiki.
Było to niemożliwe by wcześniej się coś takiego wydarzyło. Zraniony palec a uzdrowiony, obfity posiłek, który nie wyrządził krzywdy Usui oraz wyleczony ząb dziewczyny.

Usui dotarł do przeora i opowiedział mu co się zdarzyło na górze jak i po drodze. Przeor zastanowił się i odparł, że ma wielki dar, dużo czasu poświęcił na szukanie i dotarcie do niego. Taki dar trzeba przekazać i uzdrawiać chorych.
Usui zapytał gdzie ich znaleźć. Przeor wskazał biednych i chorych na ulicy, w dzielnicy biedoty, slumsach. Usui posłuchał przeora i ruszył uzdrawiać biednych i chorych.
Wędrował kolejne 7 lat swojego życia pomagać i uzdrawiać innych.
Spotkał raz młodego mężczyznę, który poprosił go o jałmużnę.
Usui zdziwiony spytał:
-Jesteś młody, dlaczego nie pracujesz? Dlaczego prosisz o jałmużnę?
Mężczyzna odparł, że nie może. Jest bardzo chory, nie może pracować i nikt go takiego do pracy nie przyjmie, jedyne co mu pozostaje to żebrać. Usui stwierdził, że jeśli chce to mu pomoże, uzdrowi go. Mężczyzna zgodził się, Usui go uzdrowił, pomógł znaleźć pracę i ruszył dalej.
Spotkał dziewczynę w podobnej sytuacji i także jej pomógł, uzdrowił ją z ciężkiej choroby i ruszył dalej.
Wracając po latach w stronę klasztoru by podzielić się swoim doświadczeniem i tym co go spotkało, trafił na młodą kobietę proszącą o jałmużnę. Wydawała się mu znajoma, spytał ją czy przypadkiem się nie znają. Dziewczyna go poznała i odparła, że tak. Kiedyś tędy przechodził i ją uzdrowił. Usui zdziwiony spytał czy zatem znów jest chora i potrzebuje pomocy. Kobieta zaprzeczyła. Usui dopytywał, dlaczego zatem nie pracuje? Przecież pomógł jej także znaleźć pracę i stanąć na nogi. Kobieta z grymasem odparła, że praca jest nie dla niej. Nie chce jej się wcześnie wstawać, pracować, ciągle coś od niej czego oczekuje, daje obowiązki. A tu? Wstaje kiedy chce a z uzbieranych pieniędzy jeszcze zostaje zapas.
Usui zamyślił się… Zdawało mu się, że może to pojedynczy przypadek, może taki typ człowieka i poszedł dalej. Spotkał kolejną osobę, mężczyznę, który także mu się wydawał znajomy. Był to chory, któremu kiedy Usui pomógł. Mężczyzna ten, mimo iż zdrowy, także nie pracował i wrócił do żebractwa.
Usui smutny i zmęczony dotarł do przeora w klasztorze i powiedział mu o tych zdarzeniach. Chciał mu opowiedzieć o sukcesach, o uzdrowieniu a mimo to powiedział, że te 7 lat podróży jest dla niego stracone. Że przez 7 lat szkodził ludziom.
Przeor zdziwiony zapytał jak może on szkodzić ludziom mając taki wspaniały dar. Usui na to opowiedział mu, że spotkał wspaniałych ludzi, o pięknym, czystym wnętrzu – co prawda ciała mieli chore – ale on je uzdrowił, pomógł znaleźć pracę a ci ludzie dzisiaj fizycznie sprawni są wrakami ludzi. Ich wnętrza są teraz czarne, są to wnętrza żebraków, naciągaczy i oszustów.
Zaszkodziłem im… cóż z tego, że ciało ich zostało uzdrowione jak ich wnętrza zostały zniszczone. To ja zrobiłem…
Usui doszedł do wniosku, że Reiki nie powinno być od tej pory dawane za darmo, oczekiwał zaangażowania i zapłaty. Ruszył więc ponownie szukając takich ludzi.
Chodził po ulicach szukając odpowiednie osoby. Nie zwracano na niego uwagi a więc wziął w rękę lampę oliwną i mówił: „Ciemno, ciemno”. Ludzie się z niego śmiali, pokazywali palcami, czasem ktoś do niego podchodził i mówił: „Facet wyglądasz poważnie a tak się wygłupiasz” a Usui na to:
– Widzisz, mam w sobie dar, chce go dać ludziom a oni się śmieją nie widząc go.
Niektórzy dopytywali dalej:
– Skoro masz dar, czy mogę go otrzymać od ciebie? – Usui odrzekł na to, że nie ma sprawy, może otrzymać ten dar, ale nie za darmo. Musisz coś z siebie dać. Na pytanie a co musi dać Usui odpowiadał – relacje nauczyciel – uczeń.
W tradycji japońskiej oznaczało to znaczne wyrzeczenie. Pozostawienie wszystkiego, rodziny, pracy, domu, majątku i podążenie za swoim mistrzem-nauczycielem. Nauczyciel taki naucza go, on przyswaja wiedzę, następuje wymiana i wtajemniczenie. Jednak jest to trudne.

Usui inicjował ok 2000 tys osób z czego około 20 zostało mistrzami i nauczycielami Reiki.
Chujiro Hayashi (1880-1940)

Jeden z jego uczniów – mistrzów spytał Usui czy on także może mieć swoich uczniów. Jest gotowy wewnętrznie by przekazywać Reiki innym – był to Chujiro Hayashi, oficer/kapitan (emerytowany) w służbie marynarki Japonii.

Usui odparł:
– Pozwalam Ci mieć swoich uczniów. Jest jednak jeden warunek – masz uczyć swoich uczniów dokładnie tak ja ci przekazałem.
Hayashi zgodził się i odszedł. Znalazł duży dom i w raz z mieszkającymi z nim uczniami rozpoczął nauki i leczenie za pomocą Reiki.

Hawayo Takata (1900-1980)
W 1930 roku z Hawajów do Japonii przyjechała 30 letnia wdowa. Była bardzo chora, przybyła do rodzinnego kraju by podleczyć się i mieć siły wychować swoje dzieci. Była to Hawayo Takata – amerykanka japońskiego pochodzenia.
Takata poszła do kliniki, gdzie po zbadaniu postawiono diagnozę – konieczna operacja. Podczas przygotowań do operacji usłyszała wewnętrzny głos swojego zmarłego męża: „Ta operacja nie jest konieczna”. Myślała, że jej się wydawało, drugi raz usłyszała wyraźniej to samo – „Ta operacja nie jest konieczna!”.
Kiedy trzeci raz usłyszała to samo poszła do lekarza pytając czy aby na pewno operacja jest konieczna. Lekarz wyjaśnił jej, że tak. Bez niej umrze.
Takata nie dawała za wygraną, W końcu zniecierpliwiony lekarz poradził jej by udała się do pewnej osoby. W klinice pracuje też kobieta, której krewna pomaga pewnemu doktorowi co przykłada ręce i leczy. Takata poczuła, że to jest właśnie to.
Następnego dnia pojawiła się w klinice doktora Hayashi. Po kliku tygodniach wyzdrowiała. Zafascynowana metodą uzdrawiania postanowiła się tego nauczyć. Była pilnym uczniem, wykonując każde polecenie zarówno doktora Hayashi jak i jego uczniów, byle by ją inicjował – a on mimo to, to odwlekał.
Powodów było parę. Była kobietą a status kobiety w tamtym czasie w Japonii był całkiem inny niż mężczyzn. Po drugie przyjechała z innego kraju. Hayashi nie chciał by narodowa tradycja uzdrawiania wydostała się po za granice jego kraju.
Kolejnym powodem był głęboki mistycyzm doktora. Widział jej wnętrze i chciał by jej upór wewnętrzny, zaangażowanie i rozwój był taki sam jak na zewnątrz.
W końcu Hayashi zgodził się na inicjację Takaty.
Po niedługim czasie Takata wróciła do siebie na Hawaje do swoich córek. Pomagała tam swojej rodzinie, ludziom pracującym na polach trzciny cukrowej i innym, którzy potrzebowali zabiegów Reiki.
W połowie lat 30 Takata zaprosiła doktora Hayashi by przyjechał do niej i nauczał. Ku jej zaskoczeniu zgodził się. Przyjechał z córką i spędził tam dwa lata ucząc, uzdrawiając i inicjując. Takata każdą wolną chwilę spędzała przy swoim nauczycielu rozwijając się duchowo przy swoim nauczycielu. Hayashi inicjował Takate na drugi stopień a kiedy postanowił wrócić już do Japonii – inicjował Takate na trzeci stopień – mistrzowski.

Po koniec lat 30 Takata miała sen. Śnił się jej Hayashi ubrany w białe kimono – symbol żałobny w Japonii. Wystraszyła się i niewiele nikomu mówiąc udała się do Japonii, do swojego mistrza. Drzwi otworzył jej pełen uśmiechu Hayashi mówiąc do niej, że miło, że się pojawiła, tyle, że o dwa tygodnie za wcześnie.
Takata zdziwiona tym, że przecież się nie umawiała na żaden termin pytała o co chodzi, ale Hayashi postanowił odłożyć wyjaśnienia w czasie i poprosił o pomoc ponieważ mają mnóstwo pracy.
Takata przez dwa tygodnie pomagała w leczeniu, odwiedzała chorych wskazanych przez doktora i świetnie wywiązywała się ze swoich zobowiązań.
Pod koniec tego czasu, Hayashi wezwał swoich uczniów – inicjował do tej pory siedmiu uczniów na mistrzów: czterech starszych mężczyzn, swoją żonę, córkę i Takate. Oznajmił im, że zbliża się kolejna wielka wojna a Japonia będzie uczestniczyć w tym konflikcie. On jako co prawda emerytowany kapitan marynarki, ale będzie musiał brać w tym udział.
Nie zgadzało się to z jego poglądami, tak więc by nie uczestniczyć w wojnie postanowił przejść w świat ducha. Hayashi był wielkim mistykiem, żył równocześnie w świecie duchowym jak i fizycznym. Tym razem postanowił na stałe opuścić świat fizyczny i przejść w duchowy.
Wszystko co miał, klinikę i uczniów podporządkował Takacie – postawił jednak jeden warunek: Masz uczyć tak jak ja Ciebie uczyłem. Postanowił też, że zaraz po ceremoniach pogrzebowych ma wyjechać na Hawaje i tam przeczekać wojnę a po wojnie kontynuować jego dzieło.
Hayashi zjadł miseczkę swoich ulubionych owoców – truskawek, położył się i odszedł w świat ducha. Po ceremoniach pogrzebowych Takata wróciła na Hawaje i przeczekała wojnę. Była jedyną rodziną japońskiego pochodzenia, która nie została internowana w trakcie wojny na Hawajach.
Takata po wojnie wróciła do Japonii, niestety warunki nie pozwalały na działanie klinik Reiki, praktyk uzdrawiających i tym podobnych zajęć – było to zakazane przez władze okupacyjne.
Trudno było spotkać także pozostałych uczniów czy innych mistrzów Reiki.
W 1925r. po śmierci Usui, jego uczniowie-mistrzowie stworzyli organizację zamykając ją tak hermetycznie, że do lat 80 nie wiadomo było, że są jeszcze jacyś członkowie Reiki w Japonii i spadkobiercy Usui.
Takata mając błogosławieństwo doktora Hayashi na pracę na zachodzie, wróciła i kontynuowała dzieło. Mając już dorosłe dzieci odwiedzała także swoje wnuki. Najstarszą wnuczką była:
Phyllis Lei Furumoto (1948-2019)
Phyllis wspominała, że gdy babcia przyjeżdżała w odwiedziny, ona jako najstarsza wnuczka zajmowała się babcią. Któregoś dnia grając w japońskie karty pokłóciły się, babcia się zdenerwowała i stwierdziła, że ma usiąść na krzesełku i zamknąć oczy. Coś tam porobiła, chuchnęła, klasnęła i powiedziała, że od dziś mają nową zabawę. Przykładają sobie rączki i będzie spokojnie.
Tak Phyllis została inicjowana na pierwszy stopień Reiki. Takata przyjeżdżała, odwiedzała ją, robiąc sobie na wzajem dużo zabiegów. Kiedy Phyllis była prawie pełnoletnia, podczas gry w karty ponownie się pokłóciły. Takata kazała wnuczce znowu usiąść na krześle, złożyć ręce, zamknąć oczy. Coś tam porobiła, chuchnęła, klasnęła i powiedziała jej:
– Phyllis od dziś składasz rączki i codziennie robisz mi zabieg wieczorem na odległość i spłacasz to co ja Ci dałam
Phyllis obiecała, że tak będzie robić. Był to okres zimnej wojny, była młoda, bawiła się, korzystała z życia a mimo to zawsze kiedy wracała do domu – nawet późno w nocy – był telefon: „Phyllis nie było jeszcze zabiegu”.
Phyllis zawsze zastanawiała się skąd babcia o tym wie…
Skończyła liceum, studia a lubiąc jeździć na nartach postanowiła pójść do pracy jako instruktorka jazdy na nartach. W środku sezonu dostała telefon od mamy: „Wracaj natychmiast do domu, babcia zwariowała”.
Takata mając prawie 80 lat postanowiła zrobić objazd po USA. Ktoś musiał jej w tym pomóc i Phyllis się na to zgodziła pod warunkiem, że ruszy się jak sezon narciarski się skończy. Tak też się stało. Wróciła do domu, spakowała się z babcią, zarezerwowała hotele i zakupiła bilety. Taksówka czekała, tylko zabrać bagaże i ruszyć. Babci jednak nie było.
Phyllis znalazła ją w pokoju bujającą się na fotelu i mówiącą do niej „Oj Phyllis, Phyllis nigdzie nie pojedziemy – nie pasujemy do siebie”. Phyllis zdziwiona, zawsze ze sobą się jakoś dogadywały a teraz nagle nie pasowały do siebie. Takata jednak swoim sposobem kazała jej usiąść na krześle, zamknąć oczy i złożyć ręce. Coś tam porobiła, chuchnęła, walnęła w dłoń i kazała otworzyć oczy. „Teraz możemy razem lecieć”.
Phyllis wspominała, że do tego czasu nie bardzo wiedziała czym jest Reiki. Wiedziała, że przykładają sobie ręce, coś tam czuje ciepło, wiedziała, że tym pomaga, ale dopiero podczas podróży z babcią zrozumiała czym jest Reiki.
Ponad pół roku, 24 godziny na dobę razem obserwowała co babcia mówi, co robi, jak naucza i leczy. Phyllis z wykształcenia psycholog, zauważała zmiany w ludziach. Zmiany po zabiegach, zmiany w zachowaniu i ciele. Ludzie zmieniali po tym całe swoje życie . I ona sama w końcu zaczęła rozumieć czym jest Reiki. Dojrzewała duchowo. Takata przekazywała jej wszystko co wie.
Wróciły do domu. Phyllis powróciła do swoich zajęć, jazdy na nartach, instruktażu. Po tym postanowiła poszukać pracy w swoim wyuczonym zawodzie – psychologa. Niestety spotykało ją małe rozczarowanie. Kiedy szła na rozmowę o pracę i pytano jej jakie jest jej wykształcenie, odpowiadała – jestem mistrzem Reiki.
Ludzie nie rozumieli co to jest, nie otrzymywała pracy.
Phyllis wróciła do Takaty a ta ciesząc się, że ją widzi powiedziała jej, że ma spotkania, seminaria, ale jest zbyt zmęczona i chce by ją wyręczyła i pojechała poprowadzić spotkania. Takata była chora, Phyllis początkowo nie chciała się zgodzić by pojechać na spotkania, chciała zostać i zaopiekować się babcią. Jednak Takata odparła jej: „Nie liczę się ja, liczą się ludzie i przekaz Reiki – to jest najważniejsze”.
Posprzeczały się jak to miały w zwyczaju, lecz w końcu doszły do porozumienia. Phyllis pojedzie poprowadzić spotkania Reiki za Takate a Takata obiecała, że nie umrze w tym czasie, tak długo jak nie wróci Phyllis.
Tak też się stało. Phyllis jeździła i prowadziła spotkania z Reiki a babcia czekała na nią w domu. Któregoś razu, w grudniu 1980 roku Phyllis wróciła domu a Takata niestety nie dotrzymała obietnicy…

Takata w swoim życiu inicjowała 22 mistrzów Reiki. Mówiła, że jej następcą będzie Phyllis. Choć nie mówiła tego wprost – masz uczyć tak jak ja Cię uczyłam, ale uważała ją sukcesora przekazu, czyli łączy się ze ŹRÓDŁEM, także poprzez Usui – Hayashi – Takate.
Phyllis była młodą osobą, miała 30 lat i wiedziała jak ogromnym wysiłkiem jest prowadzenie spotkań, inicjacji, bycia liderem. Przerastało ją to, odmówiła.
Chęć objęcia schedy po Takacie wyraziła Barbara Weber Rey (inicjowana na mistrza przez Takate w 1979) -mimo to część mistrzów się nie zgodziła i poparła Phyllis na sukcesora linii przekazu (Takata napisała list to jednego z mistrzów przekazując swoją wolę by jej następcą została Phyllis).
Phyllis po pół roku prób przekonywania, zgodziła się wreszcie na objęcie tytułu Wielkiego Mistrza – tytułu będącym funkcją lidera przekazu lub jak kto woli pełniącego funkcję sukcesora przekazu, będąc jednocześnie mistrzem jak każdy inny mistrz Reiki w tym systemie.
W rocznicę śmierci Takaty mistrzowie spotkali się – jak wspominali – przypadkowo nad grobem Takaty. Poznali się, wspominali i postanowili spotkać się za rok w innym miejscu.

Spotkali się ponownie kolejnego roku (1983) i postanowiono założyć organizację zrzeszającą mistrzów Reiki istniejącą do dziś – Reiki Alliance.
Regulamin tej organizacji jest bardzo prosty:
– Uznajemy Phyllis za jedynego wielkiego mistrza (sukcesora przekazu) Usui-Hayashi-Takata.
– Wszyscy mistrzowie w linii przekazu (Usui – Hayashi – Takata – Phyllis w systemie Usui Shiki Ryoho) są sobie równi – wszyscy mistrzowie podczas inicjacji łączą się poprzez swoich poprzedników ze źródłem i podłączają do niego tak jak Usui łączył się ze Źródłem.
– Przekazywanie na seminariach w systemie Usui Shiki Ryoho: Zabieg na sobie i innym, historia Reiki i symbol, cztery inicjacje i pięć zasad Reiki.
Do tej pory jedynie sukcesor przekazu inicjował innych mistrzów. W 1988r. Phyllis na zjeździe organizacji spytała swoich uczniów-mistrzów, kto jest gotowy na inicjowanie swoich pierwszych uczniów. Wstały dwie osoby: Brigitte Muller i Horst Gunther z Niemiec. Oboje przez kilka miesięcy pracując wraz ze swoimi uczniami przygotowywali się do inicjacji nowych mistrzów. Pod koniec lat 80 – Polak – Jan Peterko uczeń Brigitte został inicjowany na mistrza Reiki (pierwszy w Polsce). Brigitte chciała zanieść energię Reiki do krajów bloku wschodniego. Jan Peterko po paru latach przygotowań inicjował swoich pierwszych mistrzów w linii Usui Shiki Ryoho.
Phyllis Lei Furumoto zmarła 31 marca 2019 roku. Dwa tygodnie przed śmiercią wskazała Johannesa Reindla na swojego następcę i sukcesora przekazu linii Usui Shiki Ryoho.
