Przewodnicy i opiekunowie duchowi

W swoim doświadczeniu spotkałem się z różnym podejściem odnoście naszych przewodników duchowych bądź opiekunów. Można też do nich zaliczyć byty wspomagające nas (jak anioły), ale wszystko właściwie sprowadza się do jednego: przywołania lub stworzenia energii, która ma za zadanie nas wspierać i rozwijać.

Sam osobiście jestem zwolennikiem przywoływania istot niż ich tworzenia. Choć i z tworzeniem jest pewna ciekawostka zarówno pozytywna jak i negatywna, ale o tym potem.

Przywołujemy istotę/byt/opiekuna/energie zawsze w sposób BEZPIECZNY dla nas, korzystny i prawidłowy. Jeśli intencja jest „czysta” – na zasadzie – chcemy przywołać kogoś kto ma nas wesprzeć i przede wszystkim rozwinąć – to wystarczy po prostu myśl przy takiej intencji. W innym przypadku możemy ściągnąć coś co niekoniecznie wpłynie na nas dobrze.

Przywoływane byty mają za zadanie nas rozwinąć – nasz poziom energetyczny i duchowy. Często są to energie, które zostają z nami tylko na określony czas. Gdy „podskoczymy” wyżej, opuszczają nas a my możemy przywołać kolejne – adekwatne do naszego „nowego” poziomu.

Dla przykładu (własne doświadczenie) – Przywołuje istotę odpowiednią do mojego poziomu energetycznego i duchowego, którą ma za zadanie mnie rozwinąć. Intencja, którą wykorzystuje dzieli się na trzy etapy (niezależnie czy robimy głęboką medytacje, czy bierzemy to na sen – czytaj medytacja we śnie)

– Etap pierwszy: Prosimy o przybycie

Np. „Proszę o przybycie (można dodać w sposób bezpieczny i korzystny dla mnie) mojego przewodnika duchowego, odpowiedniego do mojego poziomu rozwoju (energetycznego i duchowego).

Jest to etap w którym „ściągamy” na siebie uwagę. Przypomina to wybór odpowiedniej szkoły, gdzie następnie szukamy nauczyciela, który poprowadzi nas z naszą pracą. Energie takie schodzą i obserwują nas (czasem idzie wyczuć ich obecność – coś nas drapie po głowie, skacze nam palec czy mięsień jak po treningu i to bez wyraźnego powodu). Taki etap może trwać parę medytacji. Wygląda on po prostu na etap w którym odpowiednie byty schodzą do nas a my dostosowujemy się do nich (jak i one do nas).

– Etap drugi: Prosimy o ujawnienie się

Jest to etap w którym „poznajemy” byt, który przywołaliśmy. To jakby prosić o ukazanie się. Coś jak wybranie nauczyciela, który nas poprowadzi. Co najlepsze często jest to etap bardzo szybki, gdzie już „dostroiliśmy” się do bytu, który będzie naszym przewodnikiem. Może się pojawić jako ktoś nam dobrze znany (rodzina, przyjaciele, sympatia, ktoś z przeszłości lub teraźniejszości – nawet zwierzę czy ulubiony przedmiot (!)). Jest to fajny i dobry moment, w którym wiemy, że poprzedni etap dał efekt. Podnieśliśmy się energetycznie i duchowo i wybraliśmy istotę (a raczej ona wybrała nas) do naszego dalszego rozwoju.

– Etap trzeci: Prosimy o przyłączenie się do nas

Kolejne medytacje mają za zadanie „scalenie” naszego przewodnika z nami. Wybór naszego nauczyciela do pisania pracy, która da nam tytuł – czyli kolejny etap rozwoju. Może się to pokazać zupełnie symbolicznie – do mnie po prostu podeszła znana mi osoba i się przytuliła – po prostu wiemy, że to jest to. Co ciekawe jeśli dobrze odpracowaliśmy drugi etap, to będziemy wiedzieć jak wygląda ta istota i w medytacjach będzie się co jakiś czas pojawiać.

I tyle. Podsumowując: Prosimy o przybycie, prosimy o ujawnienie się i prosimy o przyłączenie.

Każdy z etapów, to także skok i rozwój a po ukończeniu go (każdy wymaga paru lub parunastu medytacji) mamy solidnego „pomocnika”, który jednak zostaje z nami tylko na czas naszego aktualnego poziomu. Jak za bardzo wzrośniemy (do czego dążymy), to nasz przewodnik nas opuszcza a my możemy poszukać innego.

Na każdym z tych etapów możemy dostawać sygnały, że właśnie go osiągnęliśmy i co ciekawe przy odejściu także! – Na moim przykładzie – Nagle pojawia się silny ból kolana, na tyle mocny, że praktycznie nie mogę chodzić – bez powodu, brak kontuzji, przeciążenia. Zazwyczaj nagły ból jest sygnałem dla nas – nie tylko faktycznie fizycznym, ale też duchowym. Jak zwykle „biorę to na sen”. Pojawia się mój przewodnik, patrzę przez okno na ulicę a ten macha mi ręką i prowadzi grupę młodych osób (kolejnych uczniów?) – i tyle. Wzrosłem, przewodnik zrobił swoje i odszedł. Ból po noc natychmiast zniknął…

Dlaczego nie tworzę swoich przewodników a ich przywołuje?
Proste. Stworzona przez nas istota zazwyczaj jest podobna siłowo do nas samych. Nie specjalnie nas przewyższa – co nie pomaga w rozwoju a co gorsze – zazwyczaj działa na naszej energii. To my je zasilamy! Przypomina to bardziej trzymanie niewolnika niż posiadanie przewodnika. Zastanówmy się, kto nam bardziej pomoże w kryzysowej sytuacji.

Problem jest też inny… Jeśli coś nam się stanie lub zapomnimy o naszej istocie – ona o nas nie zapomni. Przeżyje nas i może wrócić w naszym kolejnym wcieleniu, a my się będziemy zastanawiać dlaczego coś  od urodzenia na nas „siedzi”.

Wiąże się z tym też dość przykra i bardzo uprzykrzająca rozwój duchowy sprawa. Nasze wyobrażenie o jakieś istocie (nawet o tych dobrych) może stworzyć taki byt. Wiara, medytacje i poświęcenie stworzy w końcu taki „sztuczny” byt – odpowiednika czegoś w co wierzymy. Można by to nazwać kopią tego prawdziwego. Ale kopia jak to kopia…
Dla przykładu, ktoś (jakaś grupa) ma wyobrażenie jakiegoś nordyckiego boga. Wyobrażenie to jest niekoniecznie zgodne z prawdą. Zamiast ściągać byt, do którego naprawdę modlili się np. wikingowie – tworzą coś co wygląda ja on i zachowuje się jak on – ale nim nie jest. Czerpie energię z grupy co go stworzyła i jest po prostu pasożytem. Różnie zresztą nazywanym – np. egregorem.

Nie twórzmy zatem „sztucznych” bytów, pasożytów duchowych czy egregorów – myślokształtów. Znacznie bardziej rozwinie nas obcowanie z faktycznymi bytami i energiami, lecz zawsze pamiętajmy o zabezpieczeniu! Nikt z nas nie chce obcować z prawdziwymi demonami czy negatywnymi bytami.

Co ciekawe jeśli ktoś chcę np. mieć takiego Mistrza Yode (Star Wars – chodzi o filozofię danej istoty, to w jaki sposób ma się zachowywać czy co nam przekazywać), to zamiast próbować go stworzyć – wezwijmy istotę do niej podobną. „Dostosujmy” ją do naszych potrzeb. Czasem się to udaje i pojawia się tak jak sobie tego zażyczymy. Mamy wiec przewodnika, który może nam pomóc a i wyglądać i zachowywać się bliżej naszemu wyobrażeniu.

Na koniec smutna lub nie informacja: Jak zajdziemy wysoko, to przerastamy naszych przewodników… i działamy dalej już sami. Możemy ich wezwać, bo mamy przetarte do nich szlaki – ale pomogą na tyle, na ile mogą na swoim poziomie.

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie udać się na „misję” z bogami, bożkami, czy dawnymi przywódcami wielkich religii. Zawsze jednak róbmy to bezpiecznie dla nas i innych.